Działo się, oj, działo! Wyobraźcie sobie: druga połowa września, błękitne niebo lekko spocone od słońca, zielone plenery udekorowane przez naturę wapiennymi skałkami i Żmichowiacy ze sprzętem do badań terenowych w rękach… Uczestnicy obozu zaliczyli niezłe żerowanie na szeroko pojętej wiedzy biologicznej (zoologia, botanika, ekologia, ochrona przyrody, ewolucjonizm, inżynieria genetyczna), a także paleontologicznej, geograficznej i geologicznej. Chętnych było tak dużo, że obóz musiał się odbyć w dwóch turnusach. Turnus I dla klas 3S i 4S pod batutą prof. Magdaleny Żaboklickiej opanował Ojców, spenetrował spory fragment Jury Krakowsko-Częstochowskiej z Ojcowskim Parkiem Narodowym (OPN) na czele i nawet zawadził o Kraków. Turnus II dla klas 2E i 3E zorganizowany przez prof. Agatę Konopińską założył bazę w jurajskich Domaniewicach i operował w OPN, jurajskich lasach oraz na Pustyni Błędowskiej. Różnorodne zajęcia, głównie typu open-air, odbywały się od wschodu do zachodu słońca – ale spokojnie, bez paniki: z przerwą na lunch dłuższą niż w szkole!
Na szlakach najmniejszego parku narodowego Polski
OPN jest jednym z najstarszych i najpiękniejszych parków narodowych Polski. Gości częstuje wspaniałymi widokami ze szlaków poprowadzonych w rejonie dwóch dolin: Prądnika i Sąspowskiej. Jest to miejsce idealne, by studiować różnorodne formy krasowe, np. ostańce, tunele, jaskinie i wywierzyska. Kto by pomyślał, że rzeźbiarze natury, woda i wiatr, mogą wyczarować z wapienia takie cuda! Szlak zielony przez Górę Koronną i Okopy pokazał Żmichowiakom, że przyroda nieożywiona i ożywiona stanowią jedną całość, w której liczy się każdy kamień, każdy rów, każde drzewo i każdy opadły liść. Przy okazji wyszło na jaw, że siedzenie na kanapie z komórką w dłoni nie jest dobrym przygotowaniem do poważniejszego penetrowania pięknych zakątków przyrody. 10-kilometrowa górska trasa zazieleniła niejedno żmichowiackie oblicze… ale warto było. W otulinie parku Żmichowiacy odwiedzili też okazałą Jaskinię Nietoperzową, która grała w filmie „Ogniem i mieczem”. Tu wyszło na jaw, że śpiące w jaskini nietoperze (podkowce małe) wyglądają jak zwisające z sufitu… suszone śliwki. Z kolei te jeszcze nie śpiące prezentowały się jak latające śliwki świeże. Pomimo determinacji i włożonego wysiłku oznaczenie gatunków nietoperzy machających skrzydłami okazało się wyzwaniem ponad ludzkie siły. Ale parę hipotez padło.
Od słupka do słupka
Atrakcyjną formą zwiedzania OPN był rajd terenowy „Ojców Trophy”. Trzeba było w jak najkrótszym czasie odnaleźć z pomocą wskazówek i busoli 28 słupków, niejednokrotnie perfidnie ukrytych w chaszczach, no i rozwiązać poprawnie jak najwięcej zadań biologicznych i geograficznych. Posługiwanie się busolą przyniosło sporo śmiechu, ale również konsternacji, bo któż może wiedzieć, czy na trasie rajdu kolejny słupek jednak nie został wbity złośliwie w bagno albo czy rzeki nie należy przekraczać właśnie obok mostu, zamiast po moście? Z rozpoznawaniem gatunków drzew i roślin inwazyjnych nie było problemu, bo wcześniej młodzież została przeszkolona, i to w dwóch językach: po polsku i Braillem. Gromadne rysowanie mapy terenu spowodowało przejście wszystkich nerwicowców w stan wzbudzony: nie mogli ustać w miejscu, bo przecież trzeba było się spieszyć! W końcu pod górkę – a należało zdobyć nie byle jaką Złotą Górę, z wierzchołkiem 0,5 km nad poziomem morza. Mówiąc krótko, Żmichowiacy pruli biegiem przez lasy i góry. I to był bardzo ważny aspekt zdrowotny rajdu :)
Poszukiwacze śmieci
Pewnego słonecznego poranka obozowicze przeprowadzili pod kierunkiem specjalistów z OPN kompleksowe badanie wody w Prądniku. Badane były parametry fizyczne rzeki, wskaźniki chemiczne czystości wody, a na brzegu i w nurcie fauna, flora oraz… śmieci. Niektórzy żmichobadacze tak się zaangażowali, że zrzucali ubranie i wskakiwali do wody, która o tej porze roku mogłaby być stosowana zamiennie z karą chłosty. O dziwo, „w praniu” okazało się, że łatwiej jest złapać w siatkę rozmaite bezkręgowce wodne i je zidentyfikować, niż ustalić szerokość rzeki albo zmierzyć pH wody za pomocą papierka wskaźnikowego. Najwięcej czasu zajęło poszukiwanie śmieci, bo – można wierzyć albo nie – nigdzie ich nie było. Zaaferowani Żmichowiacy biegali z miejsca na miejsce, zaglądali pod każde źdźbło i odwalali kamienie leżące w nurcie – na próżno. Szkoda, że nikt im nie powiedział, że dwie godziny wcześniej profesjonalni zbieracze usunęli z koryta rzeki dwa kontenery śmieci… Pomimo tych wszystkich perturbacji na podstawie uzyskanych wyników Prądnik został uznany za kompleksowo przebadany i uzyskał tytuł rzeki czystej.
Na amonity!
W późnokredowych wapieniach jurajskich nie brakuje zakonserwowanych śladów dawnego życia i skamieniałości daje się znaleźć całkiem łatwo, gdy przewodnik poprowadzi w odpowiednie miejsce. Żmichowiacy entuzjastycznie ruszyli do boju z młotkiem geologicznym (niestety tylko jednym, przez co nastrój bitewny tylko się wzmógł, bo wszyscy chcieli pomłotkować osobiście i wybuchło parę sprzeczek). Każdy coś znalazł, a najczęściej były to – uwaga, uwaga – amonity. Pani profesor Żaboklicka znalazła też przystojnego ramienionoga (po prostu Adonisa!), a pani profesor Konopińska uroczą gąbkę sprzed 150 milionów lat. Minus był taki, że po tych żmichowiackich poszukiwaniach młotek pani przewodnik wyglądał jak wyciągnięty spod walca drogowego. Kierowca autokaru też nie miał za wesołej miny, wioząc po jurajskich szosach tonę kamieni. Na szczęście rozumiał, że to przenajświętsze trofea i nie ma mowy o ich wyrzuceniu.
Motylarnia – egzotycznie i romantycznie
W miejscowości Ulina Wielka otwarto niedawno nietypowy park edurozrywki, urządzony w dawnym kamieniołomie. Tam Żmichowiacy wzięli lekcję geologii i rysowali w terenie profile litostratygraficzne, zaś po pracy uruchamiali specjalnymi przyciskami sztuczne gejzery (co raczej powinno mieć miejsce w Śmigus-Dyngus, jako że gejzery pozostawiły na ubraniach wszystkich zgromadzonych niewiele suchych nitek). Przebojem okazała się jednak maleńka motylarnia, w której nie tylko można było brać do ręki żywe poczwarki oraz egzotyczne owady, i nie tylko oglądać pod binokularem swoiste „dzieło sztuki”, łuseczkowatą powierzchnię motylich skrzydeł, ale także można było natrzeć dłonie plastrami pomarańczy… A po co? Po to, żeby siadały na nich motyle. I siadały! Było bardzo romantycznie, a przy okazji bardzo duszno, bo w motylarniach panuje klimat tropikalny. Zajęcia uzupełniły ciekawe opowieści o życiu, rozmnażaniu i hodowli motyli. Okazało się, że wewnątrz poczwarki przeobrażający się osobnik najpierw się całkowicie rozpuszcza, a potem z tej „zupki” buduje się ciało dorosłego, skrzydlatego motyla. Jeśli ktoś wcześniej nie wierzył w cuda, to na warsztatach motylowych w Ulinie Wielkiej nie miał wyjścia, musiał uwierzyć.
Na ratunek Pustyni Błędowskiej
Pustynia Błędowska ma walory przyrodnicze tak cenne, że aż bezcenne – dlatego nie można dopuścić do jej zarastania. Tymczasem las okalający pustynię chętnie wkracza na połacie piasku, niszcząc murawy napiaskowe i formy eoliczne (czyli naturalne rzeźby z piasku). Stopień zalesienia pustyni musi być systematycznie monitorowany i w razie potrzeby organizuje się jej odlesianie, to znaczy wyrywanie siewek i młodych drzewek oraz krzewów. Gmina Klucze zezwoliła Żmichowiakom z II turnusu na przeprowadzenie badań terenowych na Pustyni Błędowskiej, prosząc w zamian o ich wyniki, które mają być dołączone do dokumentacji stanu rzeczy. Na terenie wskazanym przez gminę, w wyznaczonych kwadratowych obszarach badawczych, żmichobadacze liczyli i identyfikowali siewki oraz młode drzewka i krzewy, oceniali też stopień pokrycia powierzchni roślinami zielnymi. W identyfikacji gatunków pomagały zainstalowane na komórkach ogólnodostępne aplikacje botaniczne. Wniosek był klarowny: na razie Pustynia Błędowska nie wymaga interwencji oddziałów odlesiania. Żmichowiacy zbadali też interesujący gatunek trawy, szczotlichę siwą, pod kątem jej adaptacji do życia na pustyni. Okazało się, że każdy osobnik tej trawy wykształca pod ziemią z korzeni tzw. kolumnę przeżycia. Po badaniu wykopane osobniki trzeba było z powrotem zasadzić w piasku, żeby było „eko”.
Elektroforeza i antropogeneza nie byle gdzie, bo na UJ
Turnus II zawitał do Centrum Edukacji Przyrodniczej UJ, gdzie odbyły się bardzo ciekawe dla biologów warsztaty. Po pierwsze – elektroforeza. Warsztaty były okazją do poznania terminologii biotechnologicznej, praktycznych zastosowań elektroforezy i przede wszystkim do samodzielnego wykonania elektroforezy DNA z użyciem najnowocześniejszego sprzętu i w asyście prowadzącego, który w ciekawy i jednocześnie przystępny sposób wprowadził uczniów w meandry tej techniki. Po drugie – wystawa edukacyjna. Od szczątków wieloryba po ludzkie czaszki po udanych i nieudanych trepanacjach… ta wystawa to istna kopalnia niezwykłych okazów, a nasi przewodnicy dzielili się chętnie nietuzinkowymi faktami. Dlaczego wielorybięta nie ssą mleka matki? Kim tak naprawdę są dodo i waran z komodo? Jak rozpoznać typ urazu głowy po śladach na czaszce? To tylko część ciekawostek, które poznaliśmy podczas zwiedzania tego prawdziwego gabinetu osobliwości. I po trzecie - można się było przejść… spacerkiem po antropogenezie. Bliskie spotkanie, choć trudno właściwie określić, którego stopnia… Spędziliśmy ponad godzinę w otoczeniu dawno wymarłych kuzynów i przodków i wydało nam się to stanowczo za krótko by poznać zawiłe losy ardipiteków, australopiteków, neandertalczyków… na szczęście wrócimy do tych zagadnień na lekcjach z antropogenezy.
Odliczamy już czas do następnego, wiosennego obozu!
Opracowanie i zdjęcia: p.prof. Agata Konopińska, p.prof. Magdalena Żaboklicka.